sobota, 21 stycznia 2012

Relaks ... nie! Do roboty!

To jakiś głos w mojej głowie w pewnym momencie zawołał. Koniec relaksu królewno! Dwie strony dziennie. Na jednej z tych mądrych stron, które w okienku obok możecie znaleźć, przeczytałam, że trzeba sobie wyznaczyć dzienny limit. Ponieważ jestem początkująca i ciężko zaliczyć mnie do pracowitych mróweczek, mój limit, to najmnejeszy z możliwych do osiągnięcia. Dwie strony dziennie.
Dziś zapisałam pół. Siedząc na kiblu, z papierosem w ustach. Nie mogę się powstrzymać. Muszę  go mieć ze sobą. Kiedy moja druga połówka zajmuje sprzęt jestem niepocieszona. Wtedy gotuję, piorę,sprzątam, wypiekam. Normalnie cuda na kiju. Ale kiedy mam laptoka dla siebie, nie rozstaję się z nim. Przerzuciłam wiele rzeczy na google. Nawet w pracy potrafię planować kolejne podróże czy pisać teksty. A później tylko CtrlC / CytlV.
Ponieważ komputer został mi zabrany na dwie godziny i nie byłam absolutnie niczym zajęta, postanowiłam zrobić makaron, upiec migdałowe makaroniki i spłodzić dwa cudowne talerze rozmaitości. Po jednym dla każdego. I do tego zimne piwo. A potem buch w oknie sypialni.
I właśnie sobie uświadomiłam, że napisałam dziś tylko pół strony.
Więc wracam do historii, którą piszę.
Zdecydowałam, że Główna nie będzie już grała pierwszych skrzypcy. Powolutku zbliżam się do momentu, w którym na świat zawitał mały czarodziej.
Dobranoc Państwu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz